W moich wykładach często przywołuję termin „wymazywanie ego” w odniesieniu do duchowych tradycji, które za cel swoich dążeń stawiają sobie transcendencję. Oznacza to, że jeśli dana tradycja duchowa nie opowiada się za wymazaniem ego – w transcendencję nie wnika. Czym jest jednak owe ego i dlaczego konieczne jest wymazanie go po to, by móc doświadczać transcendencji? I czym w ogóle jest transcendencja?
Zacznijmy od odpowiedzi na ostatnie pytanie. Transcendencja oznacza urzeczywistnienie bądź doświadczenie tego, iż „ja”, które zawiera się w stwierdzeniu „jestem”, nie podlega wpływowi czasu i przestrzeni ani też, analogicznie, opresji umysłu oraz dyktatowi zmysłów. Sanskrycki termin mukti oznacza uwolnienie w sensie wyzwolenia ostatecznego . To uwolnienie jest wolnością od sansary (saṁsāra) oraz jej niemającego początku cyklu narodzin i śmierci – reinkarnacji.
„Jestem” w każdym z nas różni się od „jestem tym lub tamtym”. „To lub tamto” – na przykład narodowość, poglądy polityczne bądź tożsamość płciowa – podlega zmianom, podczas gdy samo „jestem” pozostaje niezmienne. Niemniej jednak, utożsamianie się z oraz pochłonięcie „tą lub tamtą” tożsamością przysłania rzeczywiste, obserwujące „ja” samej świadomości, które skutkiem tego nabiera przekonania, że umiera. Transcendencja oznacza rozwianie tej iluzji, gdy pewnie i niezachwianie stoimy na gruncie istnienia.
Czym jest w takim ujęciu ego? Jest ową błędną identyfikacją z „tym czy tamtym”, dającą w efekcie wyimaginowaną tożsamość. Podczas gdy rzeczywista jaźń rzutuje siebie na materię, przez co pojawiają się różne rodzaje przywiązania, dochodzi do powstania ulotnego, złudnego poczucia „ja”. To błędne utożsamianie jest zatem metaficzynym ego – ahankarą (ahaṅkāra) – które należy wymazać, jeśli chcemy wejść w transcendencję.
Jak więc takie ego wymazać? To wymagające ogromu pracy zadanie zostaje stopniowo wykonane na drodze transracjonalnych praktyk, takich jak kirtana i medytacja. Praktyki te posiadają moc usunięcia niezliczonych impresji – sanskar – zmagazynowanych w naszej podświadomości i podtrzymujących nasze przywiązania. Owa podświadomość nazywana jest czitta (citta) w terminologii jogi. Podobna jest do lustra. Kiedy takie lustro skierowane jest na zewnątrz, w stronę świata przedmiotów, odbija obrazy, z którymi zaczynamy się utożsamiać. Gdy jest zwrócone do wewnątrz, a wspomniane obrazy zostają z niego usunięte poprzez ciągłą praktykę duchową – sadhanę, możemy dostrzec nasze prawdziwe „ja” .
Niezmiernie ciekawy jest fakt, iż oprócz ego metaficzynego, którego wytworem jest złudne poczucie „ja”, to drugie posiada swoje własne ego psychiczne . A po to, by móc wymazać dominujące ego metafizyczne, co najmniej pomocne, a może nawet niezbędne, będzie zdrowe ego psychiczne. Tak zwani guru, którzy w imię wymazywania ego swoich uczniów, upokarzają ich publicznie i prywatnie bądź też celowo wystawiają na próby destabilizujące psychicznie, które mają rzekomo usunąć ich przywiązania, krzywdzą zarówno uczniów, jak i samych siebie, karmiąc tym własny narcyzm. Mimo iż mogą, w najlepszym wypadku, znajdować się w odmiennym stanie świadomości, są dalecy od transcendencji, albowiem nie dostrzegają różnicy pomiędzy ego metafizycznym a psychicznym.
Z drugiej strony, osobom, które w imię duchowości skupiają się wyłącznie na dbaniu o dobrostan ego psychicznego, rezygnując z transracjonalnej praktyki duchowej, również nie udaje się urzeczywistnić transcendentnej natury atmana – jaźni, której tworzywem jest świadomość. Żadna liczba psychologicznych porad nie jest w stanie samodzielnie oczyścić czitty i usunąć z niej mnóstwa żywotów materialnych sanskar (impresji), aby uwolnić nas od brzemienia karmy. Większość pokładów karmy znajduje się w uśpieniu w stadium nasion, czekając na wydanie owoców w postaci naszych przyszłych wcieleń. Można albo pozwolić, by do tego doszło, albo wyrwać je z korzeniami za pomocą autentycznej praktyki duchowej. Metoda psychologiczna jest nieskuteczna w tym sensie, iż bez udziału praktyki duchowej nagromadzona karma dopełnia się wyłącznie wtedy, gdy generuje kolejne reakcje.
W podstawowym sensie, joga wiąże się z emocjonalną/psychiczną równowagą – sattwą, czyli stanem pozwalającym stopniowo wznieść się nad materialne emocje dzięki nieprzerwanej praktyce duchowej. Jeśli pragniemy podskoczyć i dosięgnąć gwiazd transcendencji, dobrze będzie zacząć od oparcia obu stóp na ziemi. Podejmując autentyczną, transracjonalną praktykę duchową, zdrowe psychologiczne poczucie „ja” lepiej poradzi sobie z arcytrudnym zadaniem wymazania metafizycznego ego. Oba te elementy – duchową praktykę oraz równowagę psychiczną – należy zatem rozwijać równolegle. Transracjonalna praktyka duchowa nie jest irracjonalna – zaczyna się tam, gdzie rozum się kończy. I tak jak rozsądnym jest dbać o ciało pomimo faktu, iż ostatecznie nie jesteśmy „z krwi i kości” – to samo dotyczy umysłu.
[3.02.2020]